2014/01/13

Gümüldür

Nie ma plaży w Izmirze- nie szkodzi. Godzina drogi i opalamy się. Jak już wytłumaczyłyśmy koleżance turczynce, że pogoda jest idealna, żeby leżeć na plaży i się opalać (bo to takie nienormalne, leżeć na plaży, w Turcji, w środku września), dostałyśmy wskazówki jak dostać się do najbliższej miejscowości z plażą. Krok po kroku- autobus spod metra, do głównej stacji, tam wsiadłyśmy w busa i ruszyłyśmy. Ach... zapomniałam. Początkowo nie ta plaża była punktem docelowym...
Przede wszystkim powinnam zacząć od tego, że pojechała z nami 'holenderska turczynka', która na szczęście do końca nie wyrzekła się swojego pochodzenia i mówiła biegle po turecku. Bez niej na pewno nie zobaczyłybyśmy plaży tego dnia. W końcu po kilku negocjacjach z kierowcami, która plaża lepsza i gdzie mamy jechać, wybrałyśmy się do Gumuldur, bo bus odjeżdżał za chwilę i turek zapewniał, że to tylko 40 minut drogi. Tak już siedząc w tym busie, upajając się znakomitą, przepisową jazdą turków po 40 minutach (plus 30 niewspomnianych przez sprzedawce biletów, bo tutaj powiedzą Ci wszystko co chcesz usłyszeć tylko żebyś zapłacił) wysiadłyśmy gdzieś, na drodze. Instynktownie kierowałyśmy się na plaże, aż tak... jest... woda, piasek, cud miód i nikogo na plaży -.- Dla nas to nie kłopot, ale poza sezonem troszkę biednie wyglądała ta plaża, przede wszystkim była brudna, pełno petów, kamieni, jakiś gałęzi... Nie taki obraz plaż w Turcji miałam w głowie, po wakacjach w Alanyi i tygodniu leżenia na najpiękniejszej (jak dla mnie) plaży Kleopatry. Piasek palił pod nogami niemiłosiernie, co do dziś pamiętam (ale przecież jest za zimno, żeby leżeć na plaży). Woda ciepła jak w basenie, tylko słona- straaaasznie. Ale to nie jest punkt dnia. Najlepszy był powrót. 'Szczęściary' dwie mogły usiąść z przodu i delektować się jazdą po tureckich drogach (lepszych niż polskie, co pewnie nie jedną osobę zaskoczy), z tureckim kierowcą (który jedną ręką pisał sms, drugą zakręcał nam wodę). I jeszcze ten samochód zapakowany toną poduszek, jechał jak szalony, wyprzedzał nas, a potem stanął na awaryjnych, na środku 3 pasmowej drogi, wysiadł z auta i wracał się po poduszki, które pogubił na przestrzeni kilkudziesięciu metrów. No cyrk. Już wiedziałam, że to będą niezapomniane 4 miesiące... i były, bo takich niecodziennych, paradoksalnych wręcz sytuacji było więcej...














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz