2014/01/31

koniec


Polskę przywitałam wczoraj koło godziny 19. Dzisiaj rano byłam już sędziować na zawodach pływackich. Ehs, wczoraj Turcja, 19 stopni, słoneczko, dzisiaj praca, 3000 krzyczących dzieciaków i śnieg za oknem. Great. Pogoda stanowczo nie pomaga w powrocie do rzeczywistości. Do tego od poniedziałku załączył mi się syndrom wrażliwości. Wszystkie pożegnania, łzy... ciężko było się rozstać z tak cudownym miejscem i ludźmi. Tym bardziej świadomość wszystkich obowiązków jakie czekają mnie w Polsce nie poprawiają mi humoru. Reasumując stan przeddepresyjny :P

Ostatnie dni spędziłyśmy na odwiedzeniu najpiękniejszych miejsc w Izmirze. W końcu dotarłyśmy na Asansör- punkt widokowy i karmiłyśmy gołębie na placu przy Konaku. Lepiej późno niż wcale. Izmir jest tak ogromny, że ile byś nie zobaczył to i tak zawsze za mało. Podobnie jak z całą Turcją. Jakby przeanalizować cały ten czas to mogę go podzielić na 3 etapy. Ekscytacja- pierwsze dwa miesiące, codzienne imprezy, dużo wyjść na miasto, zwiedzanie, zakupy, poznawanie ludzi. Ochłonięcie- zmęczenie dopadło mnie po jakimś czasie, miałam czas, w którym nie chciało mi się nigdzie wychodzić i jeździć. Tylko uczelnia i pokój. Sporadycznie impreza, albo wyjście na herbatę. Wtedy było najgorzej, troszkę zaczęło się tęsknić za Polską :) Od końca roku do wyjazdu etap mieszany -.- Część chce zostać, część chce jechać. Egzaminy strasznie przytłaczały. Chciałam, żeby czas przyspieszył i zarazem zwolnił, tak by te ostatnie dni trwały jak najdłużej! No i tak źle i tak nie dobrze. Nie dogodzisz mi nigdy.


Obowiązkowo jeszcze przed wyjazdem zjadłyśmy Kumpira. Jedno z naszym ulubionych dań. Ogromny ziemniak, zapiekany w piecu. Podawany z serem i dodatkami jakimi sobie życzysz. Bezkonkurencyjne dodatki to kurczak z jogurtem! I oczywiście zaliczyłyśmy cukiernie na ostatni kawałek przepysznego serniczka z wiśniami. Ten smak będę pamiętała jeszcze przez długi czas.




Co więcej mogę powiedzieć. Pewnym jest, że skończyło się coś cudownego. Nie żałuje niczego. Cieszę się, że mogłam tam być i poznać tylu wspaniałych ludzi. Ale każdy koniec to również początek czegoś nowego :) Ja już mam kilka planów. Mam nadzieje, że wszystkie dojdą do skutku. A dla podtrzymania erasmusowskiej atmosfery zgłosiłam się na mentora studentów przyjeżdżających na naszą uczelnię.




Erasmus once, erasmus forever :)
Jeśli ktokolwiek to czyta i ma możliwość wyjazdu na taką wymianę, ale się boi, albo mu się nie chce, albo chłopak, dziewczyna czy inna wymówka. Rusz tyłeczek, jedź i korzystaj! Później będzie za późno. Teraz jest czas, więc go wykorzystaj.




Sentymentalnie ostatnia droga do Student Village i herbatka z dziewczynami :) Chciałabym móc spełnić wszystkie dane obietnice i jednego dnia tam wrócić. Tak tylko na chwilkę. Nie mogę na dłużej, bo mapa świata jest za duża i może mi nie starczyć czasu na wszystko!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz