2014/01/26

Istanbul dzień 4

Pogoda w ostatni dzień niestety nas nie rozpieściła. Wybrałyśmy się na ostatni spacer w deszczu. Wieczorem byłyśmy umówione z naszym znajomym z Izmiru, który razem ze znajomymi, których odwiedzał zaplanował dla nas wieczór. Zaczęliśmy od wycieczki autobusem, ale w godzinach wieczornych w Istanbule samochody stoją w kilkukilometrowym korku. W Turcji praktycznie każdy musi mieć samochód. Do tego najlepszy telefon i inne śmieszne gadżety, którymi można się dowartościować. Wszystko to na kredyt. Z opinii bardziej racjonalnych turków wynika, że jeśli dalej tak ludzie będą robić to kraj się sam pogrąży. Wszystko jest tu na pokaz. Podobnie do życia towarzyskiego. Każde wyjście- nawet na herbatę- zaczyna się zameldowaniem na facebook'u, foursquere i innych portalach, o których nie słyszałam przed przyjazdem tutaj i oczywiście kończy zdjęciem lub postem jak to super nie było. Wiem, że i my tak robimy, ale uwierzcie mi nie do takiego stopnia! Wracając do tematu odpuściliśmy autobus i resztę drogi przeszliśmy piechotą.
Doszliśmy do uliczki z knajpami. Wybraliśmy taką z tarasem i pięknym widokiem na Most Bosforski, który był podświetlany nocą co robiło jeszcze większe wrażenie. Odnośnie korków to te na moście wygrały wszystko. Przez jakąś godzinę samochody się praktycznie nie ruszyły i do tego karetka, która utknęła już przy samym wjeździe na most- bezpieczeństwo przede wszystkim. 
W takim miejscu można zgrzeszyć, więc zamówiłyśmy sobie popularnego Waffle. Takiego polskiego gofra, z tym że tutaj serwują w kształcie kwiatka z serduszek i do tego możesz wybrać sobie milion dodatków- co oczywiście zrobiłyśmy. Później musieliśmy się przetransportować na Taksim. Jechaliśmy samochodem, znowu oczywiście utknęliśmy w korku, ale i tak najlepsza była stłuczka. Jak to w korku bywa każdy próbuje się wepchać, żeby szybciej do celu i tak bum, ktoś wjechał w nasz samochód. Pierwsza myśl, że już po wieczorze, będziemy czekać na policje i tyle z planów. A tu zaskakujący obrót sprawy. Nasz kierowca wysiadł, drugi również zamienili dwa zdania, podali sobie ręce i dalej w drogę. My siedzimy zdziwione, pytamy jak sytuacji i oczywiście odpowiedź no problem :) Turcja. Jak wysiadłam i zobaczyłam to wgniecenie to hmmm... polak raczej by nie odpuścił... A i nie wspomniałam jeszcze najlepszego, że jechaliśmy w 7 osób, ale w Turcji przecież też no problem. Ok. Pytanie chłopaków czy piłyśmy już Raki. Nie. To nauczymy was jak się pije raki. Pomijając fakt jak bardzo jest nie dobre, atrakcją był sposób picia. 
Raki rozrabia się z wodą w jednej szklance, druga szklanka to czysta woda do popicia. Do tego raki zawsze pije się z przekąskami typu ser, jogurt, chleb, ogórki i dipy. Przed wypiciem wypowiada się specjalne słowa: akıllı ol aklını alırım. Dokładnie co to znaczy nie wiem do dziś. Coś o tym, żeby strzec swój umysł, żeby go (raki) nie zabrało. Oczywiście jak się później okazało wcale to nie jest konieczne. Wkręcone po raz kolejny. Potem była lekcja tańca tureckiego, aż zamknęli nam restaurację i przenieśliśmy się do klubu. Długa noc, pełna wrażeń... Powrót nad ranem do hostelu, wymeldować się i uciekać do Izmiru jak najszybciej, bo pogoda była okropna! Różnica między naszym kochanym Izmirem a Istanbulem wynosiła 5 stopni... dużo za dużo, więc trzeba było jak najszybciej tam dotrzeć :) Ze względów na koszta wracałyśmy już autobusem. Droga długa, w połowie przespana, ale szczęśliwe dotarłyśmy, wycieczkę w Istanbule zaliczyłyśmy i zostało nam tylko planować kolejną.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz