2014/01/13

początek

Razem ze wszystkimi 'Erasmusami' z mojej uczelni spotkaliśmy się na lotnisku w Berlinie. Lot nocą- najgorzej, bo ani się nie prześpisz, ani nie poczytasz książki. Tyle, że w takich liniach spać się nie chce, Turkish Airlines- jedna z czołowych linii lotniczych na świecie. Nie oszukujmy się- zazwyczaj latam tanimi liniami lotniczymi, więc nie małym zaskoczeniem dla mnie były telewizory, słuchawki, radio, poduszki i koce, wygodne fotele i ta przestrzeń między nimi (dla człowieka mojego wzrostu to bardzo ważne), a luksus dopełnił dwudaniowy posiłek z deserem i (choć nie gustuje) piękne stewardessy z bardzo ładnymi uniformami. Okey. Lądujemy 15.09.2013, coś koło 2 nad ranem. Ktoś nas miał odebrać. Odebraliśmy bagaże, wychodzimy z hali przylotów, rozglądamy się w koło, co prawda poznać nie poznamy, ale może nas rozpoznają. W końcu 5 Polaków znacznie wyróżnia się z tłumu, co inni zdążyli zauważyć- i zaczęło się, najgorsza zmora dla mnie- wysokiej blondynki, wzrok Turków w moją stronę jakbym co najmniej była mięsem na ruszcie, gotowym do zjedzenia. Ale do tego też dało się przywyknąć. Wracając do tematu, to nikt nas nie odebrał. Wizja nocy na lotnisku (bo przecież jak i gdzie pojedziemy) nie była bardzo zadowalająca, ale przy takim zmęczeniu wszystko jedno...
Jak już usiedliśmy wygodnie, sms z przeprosinami, że dni pomylili, bo jak w Turcji mówisz, że będziesz w nocy z soboty na niedziele, to to oznacza, że będziesz w nocy z niedzieli na poniedziałek, a taki tam paradoks. Nie pierwszy i nie ostatni w Turcji, kraju pełnym dziwnych zasad- albo nawet nie dziwnych i nie zasad. Noc spędziliśmy u naszych mentorów. Rano szybka herbatka i taxi do akademika, co by nie nadużywać gościnności. Tam czekał na nas jeden z Erasmusów, żeby pomóc się ogarnąć ze wszystkim, tj. przepustki i pokoje- a nikt nie mówi po angielsku. Ciach kolejny paradoks. Z jednej strony otwierają się na Europę i Europejczyków, a tak na prawdę nie robią nic żeby się do nas zbliżyć. No tak,więc jak już poradziliśmy sobie ze wszystkim, a raczej nasz nowy znajomy Max z Niemiec sobie poradził, poszliśmy z nim na szybki obiad, a potem uraczył nas fajną wycieczką, żeby wynagrodzić wszystkie trudności jakie spotkały nas od początku.
Izmir- CO ZA MIASTO! Położone tuż nad zatoką, trzecie największe w Turcji, ponad 3 mln ludności, ok. 12.000 km kw. I mają metro i to nie jedną linie! I mają łódki co tak ludzi przewożą z jednego brzegu na drugi. I am in. Kompletnie. Na dzień dobry EFES, tureckie piwo, jeden polak marudził, że nie dobre, ale dla mnie, czego chcieć więcej :) Bardzo fajny zwyczaj, w barach, klubach czy knajpkach do zamawianego piwa dają zawsze przekąski- orzeszki lub ogórki. Podobnie jest z turecką kawą- tutaj uraczą cię słynnymi 'turkish delight' A wspomniałam jak było gorąco? Umierałam! Po całym dniu na powietrzu wróciłam jak raczek spalona, ale oczywiście słońca nigdy za mało! Plan na drugi dzień- plaża! Plaża? Hyc... małe rozczarowanie w Izmirze nie ma plaż...














9 komentarzy:

  1. dobry początek czekam na więcej ,proszę o więcej fotek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zaczyna i przyjemnie się czytało :)
    Go Marlena!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakby był tu 'like' to bym z lajkowała ;p żeby miło zakończyć rozmowę...

      Usuń
    2. z lajkowała :P Weź Janasowa już wracaj bo języka zapominasz ojczystego :D

      Usuń
    3. lajkuje komentarz wyżej, jak coś

      Usuń
  3. To uczucie, kiedy znasz kogoś na tyle dobrze, że jak czytam ten wpis, to słyszę Ciebie :D nie wiem czy rozumiesz, ale musiałam się tym podzielić. :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. postaram się, żeby było, bo najwytrwalsza to ja nie jestem :)

      Usuń